Fragmenty

Wampiry z Morganville Przeklęty Dom


  •  - Nikt. - Claire skłamała odruchowo, nawet się nie zastanawiając dlaczego, chociaż czuła przez skórę , że Gotka Eve nie okaże się najlepszą przyjaciółką szpanerki Moniki. - To był wypadek.
    - Tak. - Mruknęła Eve. - Też miewałam kiedyś takie wypadki, wpadałam na cudze pięści i tak dalej. Jak już mówiłam, jestem niezgrabna. Dobrze się czujesz? Potrzebujesz lekarza? Mogę cię zawieźć, jeśli chcesz.
  • - Masz na coś ochotę? - Spytał Shane. - Może na colę? Chili? Bilet na autobus do domu?
  • - Nie najgorsze - powiedziała wreszcie. - Tym razem nie dodałeś  Boskiego Sosu.
    - Zrobiłem dla siebie - sprostował Shane. - Stoi w lodówce z nalepką "Zagrożenie biologiczne", więc nie jęcz, jeśli sobie poparzysz język. Gdzie znalazłaś tego bezpańskiego kotka?
    - Przed domem. Przyszła w sprawie pokoju.
    - I najpierw ją pobiłaś, żeby sprawdzić, czy jest dość odporna?
    - A ugryź się chłoptasiu od chilli!
    - Nie zwracaj uwagi na Eve - powiedział Shane. - Ona nie cierpi pracować w ciągu dnia. Boi się, że się opali.
  • - Przeklęte niech będą wasze rody! - wrzasnęła Eve, a potem Claire usłyszała dźwięk kluczy rzucanych na stół w holu. - Jest tu jakaś żywa dusza?
    - Tak! - warknął Shane. Był chyba tak samo wściekły jak Claire.
    - Cholera. - powiedziała Eve radośnie. - A już miałam nadzieję...
    [...]
    - O, cześć Claire - przywitała się. - Dokąd się wybierasz?
    - Na pogrzeb - odezwał się Shane. Na ekranie zombie wrzasnęło i zginęło w męczarniach.
    - Super! A czyj?
    - Własny - powiedział Shane.
  • - Ostry dyżur - powiedział. Widocznie zrobiła zdziwioną minę. - Cholera, Claire. Uprzedzaj faceta, zanim znów postanowisz wykonać pad na twarz na podłogę. Miałbym szansę zachować się jak bohater i cię złapać.
    Uśmiechnęła się. Kiedy się odezwała, jej głos brzmiał sennie i leniwie.
    - Złapałeś Ginę. - rozbawiło ją to, więc to powtórzyła: - Złapałeś Giiiiiinę.
    - Tak, ha ha, jesteś naćpana, wiesz? Poza tym dzwonili do twoich rodziców.
  • - Shane, co obiecałeś? - zapytała i złapała go za ramię. Nie żeby nie mógł się jej wyrwać, ale... Nie wyrwał się. Po prostu spojrzał na nią. Stali przy sobie naprawdę blisko, na tyle blisko, że czuła, jak każdy nerw w jej ciele musuje jak wstrząśnięta puszka coli. - Ty chyba nie... Czy zrobiłeś coś...?
    - Głupiego? - spytał. Popatrzył na jej rękę i na sekundę dotknął ją. Tylko na sekundę. A później odsunął rękę jak oparzony. Miała rację, mógł wyrwać ramię z jej uścisku bez najmniejszego trudu. - Owszem, w tym jestem niezły. W robieniu głupot. Może nawet to i lepiej, dwa bystre mózgi w jednym domu to mógłby być tłok. - Kiedy próbowała coś powiedzieć, zaczął ją prowadzić w stronę domu. - Rusz się, chyba, że wolisz powiesić sobie na szyi tabliczkę z napisem: "Tętnica do wynajęcia"!
  • - Nie przejmuj się. Żadnym zombie nie daliśmy cię dopaść. - teraz uśmiechał się łobuzersko. Claire poczuła miłe ciepło w całym ciele. - Jeśli nie chcesz jeszcze iść spać, pomóż mi skopać im tyłek.
    Na stoliku przed Shane'em stała nie jedna, ale trzy puste butelki po piwie. A kolejne trzy przed miejscem Michaela. Nic dziwnego, że Shane tak się do niej miło uśmiechał.
    - To zależy - powiedziała. - A dostanę piwa?
    - Do diabła, nie.
    - Bo mam szesnaście lat? Daj spokój, Shane.
    - Picie niszczy szare komórki, głuptasie. A poza tym jeśli dam ci piwa, dla mnie zostanie jedno mniej. - Shane postukał się palcem w głowę. - Jeszcze umiem liczyć. 


Wampiry z Morganville Bal umarłych dziewczyn 


  •  - Uważaj, Gretchen, ono gryzie. Jak zadziorne szczenie. Chłopcze, ty nie masz pojęcia, co mówisz. Znak Założyciela jest na tym domu, owszem, ale ja nie widzę na waszych rękach bransoletek. Nie bądź głupi i nie rość sobie bezczelnie praw, których nie posiadasz.
    - A ugryź mnie w tyłek, Drakulo - odparował Shane.
  • - Hej - odezwał się do niego Michael. Shane przesunął się na kanapie, żeby zrobić mu miejsce. - Co się dzieje?
    Shane popatrzył na Michaela, jakby ten zwariował, a nie tylko był przez połowę doby martwy.
    - Gliny, człowieku.
    - Stary, tyle to sam widzę. Ale co się stało?
    - Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko przespałeś? Facet, ty idź do lekarza albo coś. Chyba nie jesteś całkiem zdrowy.
    -Musiałem odespać. No wiesz, Lisa. - Michael wyszczerzył zęby. Claire pomyślała, że nieźle im idzie - dobrze udają normalność, nawet jeśli w ich sytuacji niczego normalnego nie było. - No i co się stało?
    - Nie wiedziałeś, że w twoim domu są włamywacze? - spytała Gretchen, która przysłuchiwała się podejrzliwie tej wymianie zdań. Była rozczarowana, bo nadzieja na krwawą jatkę zniknęła. - Twoi przyjaciele twierdzą, że zachowywali się dość hałaśliwie.
    - On by przespał III wojnę światową - parsknął  Shane. - Moim zdaniem to jakaś choroba.
  • - Kto wie? - Eve wzruszyła ramionami. - Chłopcy to idioci. Pomyślałabyś, że taki Shane powie: "Człowieku, cieszę się, że żyjesz". Ale nie. U nich to albo poczucie winy, albo amatorski teatrzyk dramatyczny. - Westchnęła z  irytacją. - Faceci. Zostałabym lesbijką, gdyby nie byli tacy seksowni. 
  • Kuchenne drzwi znów otworzyły się z trzaskiem. Tym razem staną w nich Shane, z piwem w ręku.
    - Co się pali?
    - Twój mózg. No i jak, moje dziewczynki, daliście sobie buzi i pogodziliście się? - spytała Eve, mieszając makaron.
  • - Wolałem, kiedy byłaś nieśmiałą dziewczynką. Co się z tobą porobiło?
    - Mieszkam z wami.
    - No tak.
  • Zatrzasnął drzwi i zamknął je od zewnątrz staroświeckim kluczem. Eve zaczęła walić w drzwi z drugiej strony i szarpać za gałkę.
    - Otwieraj! - wrzasnęła. - Ale już!
    - Nie. Przykro mi, Eve. Kocham cię. Nie pozwolę ci na to.
    Zaczęła jeszcze głośniej wrzeszczeć i walić w drzwi.
    - Ty mnie kochasz?! Ty bydlaku! Otwieraj!
  • - Co jej zrobiłyście?
    - Drobne zadrapanie, nic poważnego - prychnęła Monica. - Powinnaś się martwić o siebie, Claire. Mój tata chciał ci przekazać wiadomość.
    - Twój... Co takiego?
    - Tata. A co, nie wiesz, co to jest? Czy po prostu nie wiadomo, który z wacków był w twoim przypadku dawcą spermy? - zakpiła Monica.
  • - Super. Święta Claire, patronka ofiar losu. Słuchaj, weź się w garść, dobra? Sam, musimy ją stąd zabrać! Chodź! Zostaw tych palantów!
  • - Powinienem był zostawić cię w tej cholernej klatce, żebyś się w niej upiekł, niewdzięczny mały bydlaku. Nie jesteś moim synem.
    - Alleluja - zakończył cicho Shane. - Nareszcie wolny!


Wampiry z Morganville Nocna Aleja 


  • -  Więc, kiedy Monica zacznie przeprowadzać tłumek wielbicieli do stolika, przy którym się będziesz uczyć, wstaniesz i odejdziesz? Nie ma mowy. Jesteś na to o wiele za miła. Zanim się połapiesz, zaczniesz się z nimi prowadzać, a potem jeszcze zrobi ci się ich żal. Będziesz mi opowiadała, że Monica nie jest w gruncie rzeczy wcale taka zła, po prostu ludzie jej nie rozumieją, i zanim się obejrzysz, będziecie sobie nawzajem plotły warkoczyki i chichotały na temat boys bandów.
    Claire udała, że ma odruch wymiotny.
    - W życiu.
    - Proszę cię. Ty wszystkich lubisz. Ty lubisz nawet mnie. Nawet Shane'a, a spójrzmy prawdzie w oczy. - Shane zachowuje się jak idiota, zwłaszcza ostatnio. - Eve zmrużyła oczy, zastanawiając się nad tym. - Zresztą co do Shane'a, jeśli jemu nie przejdzie, przysięgam, że dam mu po twarzy. Znaczy dam mu po twarzy, a potem będę szybko zwiewać.
    Claire wyobraziła to sobie i o mało nie parsknęła śmiechem. Najsilniejszy cios Eve by pewnie tylko zdziwił Shane'a, stwierdziła, ale oczyma wyobraźni widziała na jego twarzy ten wyraz osłupienia i urażonej niewinności: "Co ja znów zrobiłem, u licha?"
  • - Chodź tu i zrób mi coś do jedzenia, ale już kobieto
    - Zapisz to sobie, Michael, podobno miałeś zostać usposobieniem zła, a nie wieśniakiem!
  • - Możesz mi skoczyć, Shane.
    - Chłopcy - przywołała ich do porządku Eve. - Język. Młodociana przy stole.
    - Jakbym pierwszy raz to słyszała. Sama tak czasem mówię.
    - A nie powinnaś - upomniał ją Michael ze śmiertelnie  poważną miną. - Serio mówię. Dziewczyny powinny mówić: "cmoknij mnie", a nie "możesz mi skoczyć". Tak czy inaczej, odradzałbym "ugryź mnie". Przynajmniej w tej okolicy. 
  • - A dlaczego nie, do diabła? Wszyscy tu wkoło kłamią. Michael kłamał, kiedy był duchem. Shane bez przerwy łże. To czemu nie ty?
    Shane jęknął.
    -Yo, Królowo Sceny, spuść może trochę z tonu! Podkradłaś ten występ Sarze Bernhard, tęskni za nim.
    -Och, jakbyś ty nie wpadał w histerię, ile razy ktoś niechcący ci naciśnie guziczek do włączania leków egzystencjalnych!
    Claire spojrzała bezradnie na Michaela, który z trudem zachowywał powagę.Wzruszył ramionami i podszedł o krok. A to, oczywiście, znaczyło, że Shane się krok cofnie.
    - Eve - powiedział Michael, Shane'a na razie ignorując. - Przyznaj dziewczynie jedno. Przynajmniej powiedziała ci sama i nie kazała ci się wszystkiego domyślać.
    - Tak, ale mnie powiedziała na końcu! - Eve spiorunowała wzrokiem chłopaków, dłonie opierając na biodrach.
    - Osobisty chłopak - powiedział Shane, unosząc dłoń.
    - Właściciel domu - dodał Michael.
    - Cholera - westchnęła Eve. - Dobra, następnym razem, kiedy będziesz zaprzedawać duszę diabłu, mnie informujesz najpierw! Babska solidarność, jasne?
  • Shane stał w kuchni, nalewał sobie piwo. W milczeniu uniósł szklankę w toaście i skinął głową w stronę garnka stojącego na kuchence.
    - Chili - powiedział. - Z mnóstwem czosnku.
    Michael zamykał właśnie drzwi kuchni i westchnął.
    - Kiedy to się skończy?
    - Może kiedy przestaniesz żywić się krwią?
    - Shane...
    - Nie wydziwiaj. Dla ciebie zrobiłem bez. 
  • - Pomyślałem, że czas już, żebyśmy sobie porozmawiali. Podpisałaś kontrakt z Amelie. Ubodło mnie to, Claire, bo myślałem, że łączy nas szczególna przyjaźń, a ofertę złożyłem ci pierwszy. - Oliver uśmiechnął się do niej tym chłodnym, a jednocześnie dziwnie przyjaznym uśmiechem, na który nabrała się na początku. - Odmówiłaś mi. I zastanawiam się, dlaczego uznałaś propozycję Amelie za ciekawszą?
    [...]
    - Ona ładniej pachnie - stwierdziła Claire. - I piecze mi ciasteczka. - Po tym, co się wydarzyło wczoraj, Oliver jakoś niespecjalnie ją przerażał. 
  • - Nie jesteś mi winna - powiedział i machnięciem ręki odmówił przyjęcia pięciodolarowego banknotu , który wyłowiła z kieszeni dżinsów. - Prezent z okazji powrotu, Claire. Ach, Monica. To, co zwykle?
    - Podwójna latte, bez pianki, z różowym cukrem. W prawdziwym kubku, nie w tym styropianie.
    - Wystarczyło powiedzieć: tak - odparł. A kiedy Monica już się odwracała od baru, złapał ją za rękę. Zrobił to tak, żeby nikt poza Claire niczego nie zauważył, ale gest był wyraźnie groźny. - Ona nie płaci. Ale ty, Monica, tak. Możesz się uważać za księżniczkę, ale zaufaj mi, spotkałem ich parę i ty się do nich nie kwalifikujesz. - Uśmiechnął się leciutko, ale w jego oczach nie było rozbawienia. - No cóż, "spotkałem" to może jednak nie jest właściwe określenie.
    - Zjadłem? - podsunęła Claire lodowato. Uśmiech zrobił się zimny.
    - Och, ten urok i elokwencja młodego pokolenia. Aż mi serce rośnie.
  • A potem Michael zniknął w tłumie.
    I tyle, jeśli chodzi o trzymanie się razem.
    Shane objął obie dziewczyny i powiedział:
    - No, to jest dopiero życie. Dziewczyny, może znajdziemy sobie jakiś pokój?
    Eve przewróciła oczami z mocno utuszowanymi rzęsami.
    - Jakbyś wiedział, co robić z jedną z nas, o dwóch naraz już nie wspominając. Dokąd on idzie?
    - Do łazienki - zełgał Shane. - Nawet wampiry muszą czasem sikać. 


Wampiry z Morganville Maskarada Szaleńców


  • - Skoro się nie kłócimy, to może lepiej zacznijmy szykować im śniadanie - powiedziała. - Claire, zabieraj się do jajecznicy, skoro zaproponowałaś nas na kucharzy.
    - Dobrze, że nie zaproponowała nas na śniadanie. - stwierdził Shane, a Eve parsknęła.
    - Ty -powiedziała i dźgnęła go palcem - ty, szanowny kolego, zrobisz sos.
    - Chcesz, żebyśmy wszyscy zginęli, tak?
  • - A więc? Chciałabyś rozegrać partyjkę szachów?
    Z pierwszego piętra doszedł ich jakiś łomot, a potem wyraźny, chociaż stłumiony chichot. Mniej więcej stamtąd, gdzie był pokój Eve.
    -Hej! - wrzasnął Shane. - Przyciszcie ścieżkę dźwiękową tego pornosa! My się tu próbujemy skoncentrować!
  • Shane wyszedł z kuchni, oblizując palec.
    - Co się dzieje?
    - Chyba nie wsadziłeś tych brudnych paluchów do mojego sosu? - spytała Eve, mierząc w niego drewnianą łyżką.
    Szybko wyjął palec z ust.
    - Po pierwsze, nie są brudne. Najpierw je oblizałem. A po drugie... Słyszałem coś o jakimś sklepie? Claire?
  • Shane siedział na kanapie z miną, którą Eve nazywała miną dupka. 
  • Claire obróciła się do Shane'a.
    - No to pojedziemy oboje.
    - Akurat! - Shane zaplótł ramiona na piersi. - No już, skuj mnie. Założę się, że umierasz z ochoty, żeby wypróbować nowy paralizator. 
  • Kiedy postawiła przed Shane'em jego szklankę z colą, zrobiła to być może z nieco przesadną energią, bo spojrzał na nią przeciągle z pytaniem w oczach. Eve już usiadła na krześle po drugiej stronie stołu. Michaela nie było w domu, ale Eve tym razem jakoś się nie przejmowała. Może jej powiedział, dokąd idzie. Miło wiedzieć, że ktoś tu komuś coś mówi, pomyślała Claire.
    - No co? - spytał ją Shane i wziął szklankę. - Zapomniałem powiedzieć: dziękuję? No to, dziękuję. Lepszej coli jeszcze nie piłem. Sama ją zrobiłaś? To jakiś specjalny przepis?
  • - Ja go chyba zabiję - powiedziała Eve, a przynajmniej tak to zabrzmiało, przefiltrowane przez poduszki. - Wbiję mu kołek prosto w serce, wcisnę mu czosnek w tyłek i... I...
    - I co?
    W drzwiach stał Michael. Claire zerwała się z łóżka, przestraszona, a Eve usiadła, ściskając poduszkę w obu rękach.
    - Kiedy wróciłeś do domu? - ostro spytała Claire.
    - Najwyraźniej w samą porę, żeby wysłuchać planów związanych z moim pogrzebem. Szczególnie podobał mi się ten czosnek w tyłku. To coś... nowego.
    - Jeszcze nie skończyłam - odparowała Eve. Wstała z łóżka, wypuściła z rąk poduszkę i stanęła naprzeciw Michaela, zakładając ramiona na piersi. - Mam też zamiar przebić cię kołkiem na słońcu, na szczycie kopca czerwonych mrówek. I śmiać się. 
  • Shane patrzył na nią tak, jakby nagle wyrosła jej druga głowa, i to z poważnie uszkodzonym mózgiem.
  • Bishop się roześmiał.
    - Tęskniłem za tobą, ty błaźnie.
    - Naprawdę? Dziwne. Ja za tobą, panie, nie tęskniłem wcale.
    Bishop z miejsca przestał się śmiać, a Claire poczuła wielki strach.
    - Ach, pamiętam już teraz, czemu przestałeś być zabawny, Myrnin. Używasz szczerości jak maczugi.
    - Sądziłem, że raczej jak rapiera, panie.
    Bishop znudził się już wymianą błyskotliwych uwag.
    - Przysięgniesz?
    - Jasne. - Po czym wyrecytował stek przekleństw. Zakończył, mówiąc: - Zaplute, zidiociałe stare jabłuszko, wandalski krętacz, co profanuje psie truchła! - A potem jeszcze raz zakręcił się wokół własnej osi i złożył ukłon. - Czy o to ci chodziło, panie?
  • - Cholera - sapnął Shane, kiedy razem przeglądali zawartość lodówki. Na półkach były resztki chili, jakiś makaron, hamburgery. Wystarczająco dużo dla nich na jakieś dwa dni. Ale na pewno nie dosyć dla wszystkich znajdujących się w domu, nawet licząc tylko ludzi. - Myślisz to samo, co ja?
    - Myślę, że mamy tu z piętnaście wampirów i brak krwi - powiedziała Claire. - O to chodziło?
    - Nie, myślałem, że skończyły nam się chipsy. Oczywiście, że o to chodziło. - Shane poprzesuwał butelki z sosami, po raz trzeci bez skutku szukając jakiejś zapomnianej butelki z krwią. - Powiedziałem: cholera?
    - Tak, parę razy. Nie powinieneś wracać przed dom?
    - Zamieniłem się na warcie z jednym wampirem. Lepiej, żeby to one patrolowały teren po ciemku. Poza tym im mniej ich się teraz kręci po domu...
    - Tym lepiej. - dokończyła. - Zgadzam się. Ale Sam powiedział, że Amelie musi zaspokoić głód, czyli napić się krwi. Zresztą nie ona jedna. A co z Centrum Krwiodawstwa?
    - Nie dostarczają do domu - powiedział Shane, a potem strzelił palcami. - Zaraz. Zaraz. Dowożą.
    - Co?
    Złapał telefon z uchwytu na ścianie, ale potem go odwiesił.
    - Nie działa.
    Claire wyjęła swoją komórkę.
    - Mam zasięg. - Podała mu ją i patrzyła, jak wystukuje jakiś numer. - Dokąd dzwonisz?
    - Do Puzza Hut.
    - Wariat. 


Wampiry z Morganville Pan Ciemności


  • No proszę - powiedziała. - Jak za starych dobrych czasów.
    Eve skrzywiła się, stawiając przed nią filiżankę kawy.
    - Nie przypominaj mi. Chociaż muszę przyznać, że trochę się stęskniłam za Potworem.
    - Potworem?
    Eve poklepała z uczuciem wielki błyszczący ekspres do kawy.
    - Potworze, poznaj Claire, Claire, poznaj Potwora. Jest słodki, naprawdę, ale trochę humorzasty.
    Claire też poklepała maszynę.
    - Miło cię poznać, Potworze. 
  • - Halo! - przerwała im Claire. - Myrnin. Co z nim zrobimy?
    Zanim Oliver zdążył odpowiedzieć, Myrnin podszedł do nich. Wyglądał normalnie, o ile w ogóle kiedykolwiek bywał normalny. Wyprosił od kogoś, pożyczył, albo po prostu ukradł długi czarny płaszcz. Pod nim wciąż miał białe spodnie Pierrota, ciemne buty i goły tors. Poza tym ciemne, błyszczące włosy i dekadencko błyszczące oczy.
    Oliver uniósł brew.
    - Wyglądasz, jakbyś uciekł z wiktoriańskiego burdelu. Dość szczególnego burdelu...
  • - Chyba powinienem ci podziękować.
    - To byłoby na miejscu - zgodził się Oliver.
    Myrnin zwrócił się do Claire.
    - Dziękuję. 
  • Eve nie była jednak zadowolona z jej widoku.
    - Chyba żartujecie - rzuciła patrząc najpierw na nią, a potem na Shane'a. - I ty się na to godzisz?
    - "Godzisz się" to za dużo powiedziane. Toleruję. - Hannah, która stała obok niego, się roześmiała. - Tak długo, jak się nie odzywa, mogę udawać, że jej tu nie ma.
    - Tak? Ja nie mogę. - Eve spojrzała na Monicę. Córka burmistrza odwzajemniła spojrzenie. - Claire, powinnaś przestać zbierać odpadki. Nie wiesz, gdzie wcześniej było.
    - I kto tu mówi o odpadkach - odgryzła się Monica. - Sama jesteś społecznym marginesem.
    - Lepsze to niż być zdzirą.
    - Dziwka!
    - Chcesz wrócić do swoich nowych przyjaciół? - warknął Shane. - Tych bardzo bladych i wygłodniałych? Bo wierz mi, że rzucę im twój kościsty tyłek na pożarcie, jeżeli się zaraz nie zamkniesz, Monica.
    - Nie boję się ciebie, Collins!
    Hannah wywróciła oczami i uniosła lekko lufę strzelby.
    - A mnie?
    To definitywnie zakończyło sprzeczkę.
  • Claire oparła się o ścianę i ją pocałowała.
    - Miło cię widzieć - szepnęła i przycisnęła policzek do gładkiej powierzchni.
    O mały włos, a uwierzyłaby, że dom odwzajemnia uścisk.
    - Ej, mała, to jest ściana - rzucił Shane. - Przytul kogoś, kto coś czuje. 
  • Eve była już w swojej sypialni, na której drzwiach wisiała kartka "Nie pukaj albo cię zabiję. Mam na myśli ciebie, Shane."
  • - [...] Co teraz będzie? Wiesz?
    - A co ja jestem? Miranda nastoletnie medium? Nie wiem. [...]
  • - W całym tym popieprzonym mieście, jesteś jedyną rzeczą, o której zawsze pamiętam - szepnął. - Kocham Cię, Claire. - Przez najkrótszą chwilę widziała w jego rysach strach, który jednak natychmiast zniknął. - Nie wierzę, że to mówię, ale to prawda. Kocham cię.
  • - Nie słuchaj go - powiedział Michael, który przyglądał się im ze swojej celi. - Hej. Przynieśliście mi wytrych w ciastku czy coś w tym rodzaju?
    - Ciastko przyniosłem, ale zżarłem po drodze. Takie czasy. - Shane wyciągnął rękę, a Michael uścisnął ją przez kraty.
  • - Pewnie cię zaskoczę, ale faceci też czasem coś mówią poza "podaj piwo" i "włączymy sobie pornola?" - Eve skręciła za róg. Minęły kilka przecznic. Na szkole podstawowej widniał napis "Zamknięte do odwołania". - Chyba nie prosiłaś mnie o radę, ale i tak ją dostaniesz. Pewnie myślisz, że już do tego dojrzałaś, ale daj sobie czas. Nie masz daty ważności. 
  • - A co z Myrninem?
    Eve omal się nie udławiła. Michael poklepał ją po plecach, za co podziękowała mu promiennym uśmiechem.
    - Myrnin? A tak, zamienił się w Batmana i odleciał w mrok. Co jest nie tak z tym gościem? Gdyby był superbohaterem, nazywałby się Człowiek o Dwóch Obliczach...
  • Drzwi otworzyły się gwałtownie. Eve wybiegła zarumieniona, ze zmierzwionymi włosami i we wciąż rozpiętej koszuli.
    - To nie tak jak myślisz... - zaczęła. - My po prostu... A zresztą, dobra, niech ci będzie, to dokładnie tak jak myślisz. Ale co teraz?
  • - Zamknij się albo ja cię uciszę. Kiedy będę ciekaw twojego zdania, powróżę sobie z twoich wnętrzności. 


Wampiry z Morganville Godzina Łowów

 

  •  Kiedy Myrnin otworzył portal, Claire chwyciła bluzę Shane'a i ją włożyła. Bluza wisiała na niej. Podwinęła rękawy i nie mogąc się powstrzymać, uniosła golf i jeszcze raz go powąchała.
    Na twarzy Myrnina pojawił się uśmieszek.
    - Nie ma większego dramatu nad dramat nastolatki - powiedział.
    - Z wyjątkiem ciebie.
  • Myrnin westchnął.
    - Pozwól, proszę.
    - Czy masz choć blade pojęcie o tym, jak prowadzić samochód?
    - Szybko się uczę.
    Okazało się jednak, że nie bardzo.
    Myrnin odstawił Claire przed świtem pod dom rodziców, rzucił jej z samochodu telefon komórkowy, a potem odjechał, wciąż radośnie najeżdżając na krawężniki i waląc w skrzynki pocztowe. Wyglądało na to, że spodobała mu się jazda samochodem. Przeraziło ją to, ale był to problem policji Morganville, a nie jej.
  • - Znam też jego tatę.
    - O Boże, proszę. Tylko nie mów, że jesteś jednym z tych matołowatych pogromców Franka Collinsa- westchnęła Eve. - Bo jeśli tak, to lepiej nie mów o tym głośno, chłopie. Już dziś wykup ubezpieczenie na życie i uczyń mnie swoim spadkobiercą. 
  • - Czy ktoś tu z obecnych się za nim wstawi? - spytała Amelie. Claire wiedziała, że Amelie zadała to pytanie tylko pro forma, było to coś w stylu: "Niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki", ale pomyślała o Eve. O tym, jak będzie jej miała powiedzieć, że patrzyła, jak ginie jej brat i nie odezwała się ani słowem...
    Ale okazało się, że nie musiała tego robić.
    - Ja - odezwał się Michael. Wszyscy wstrzymali oddech. Nikt, łącznie z Claire, nie mógł uwierzyć w to, że Michael zabrał głos. Nawet Oliver odwrócił się i z jego twarzy zniknęło okrucieństwo.
    - Nie musisz wyświadczać mi przysługi, Glassie-przydupasie - warknął Jason. 
  • Shane natomiast skoczył szybko i stanął pomiędzy Claire i Jasonem.
    - Co on tu robi, do cholery?
    - Ty też się pieprz, Collins. 
  • ... I do Eve, która dramatycznym głosem czytała swoje ulubione książki o wampirach, co wywoływało okrzyki Michaela.
  • - Nigdzie się nie ruszam - zapewnił. - Nawet pod prysznic. A tego naprawdę bardzo pożałujesz.
    - Stary - powiedział Michael. - Ja już żałuję.


Wampiry z Morganville Rozwiane Cienie

 

  • - Czekałam na to całą wieczność. - Eve otworzyła szeroko oczy i wyglądała jak postać z kreskówek anime. - Wieczność! Startowałam w przesłuchaniach od dwunastego roku życia. Raz dostałam rolę jednej z rosyjskich tancerek w bożonarodzeniowym przedstawieniu Dziadka do orzechów.
    -
    Ty tańczysz? - spytał Shane.
    Eve zrobiła obrażoną minę.
    - Chyba czasem chadzasz ze mną na imprezy i widzisz, ty ślepy kretynie?
    - No wiesz, jest różnica między kręceniem tyłkiem na dyskotece a baletem.
  • - Zabiję go - wymamrotała, po czym zamknęła z trzaskiem drzwi od łazienki, zasunęła zamek i odkręciła prysznic, wpatrując się w amarantowe odbicie. - Zamknę go w solarium. Wywiozę na pustynię kabrioletem ze złożonym dachem. Myrnin, już jesteś grzanką. Przypaloną grzanką. 
  • - Wiesz o czym mówią? - spytał Shane.
    - Nie muszę wiedzieć, żeby zrozumieć. Właśnie przywaliła mu tak mocno, że poczuła to nawet jego mama.
  • - Czego chcesz, Eve?
    - No cóż, marzy mi się danie specjalne w postaci wyrzucenia cię z Morganville, a w promocji, żeby ktoś cię zabił. Chwilowo zadowolę się dwiema kawami. - Eve zastukała fioletowymi paznokciami o kubek, nie odwracając wzroku od wampira. - I co teraz zrobisz? Do końca życia nie wpuścisz mnie do tej podłej knajpki?
    - Rozważam taką możliwość. - Wściekłość ustąpiła miejsca ciekawości. - Czemu mnie wyzywasz, Eve?
    - A czemu nie? Chyba nie jesteśmy serdecznymi przyjaciółmi - odparowała Eve. - A poza tym jesteś ostatnim palantem.
  • W klapie miał przypiętą plakietkę z napisem "Podziękuj nauczycielowi za to, że umiesz to przeczytać".
  • - Mam ci do powiedzenia tylko cztery słowa. Dwa pierwsze to "pocałuj mnie...". Resztę sobie dośpiewaj. 


Wampiry z Morganville Pocałunek Śmierci

 

  • - O to chodziło - stwierdziła Eve i spróbowała się opanować. Tusz do rzęs trochę się jej rozmazał, ale Claire podejrzewała, że czerń na twarzy pasuje do wizerunku Gotki. - No to co słychać?
    - Kłopoty - jęknęła Claire. Serce nadal jej waliło z przerażenia, ale była zdecydowana nie okazać tego po sobie. Wskazała leżące na stole pranie.
    Oczy Eve rozszerzyły się z wrażenia i otworzyła czarno uszminkowane usta, przerażona i zafascynowana.
    - To nie są kłopoty. To porażka! Powiedz, że to nie są wszystkie białe. Michaela i Shane'a też?
    - Wszystkie białe. - Claire podniosła winną katastrofy czerwoną skarpetkę. - Twoja?
    - O kurczę! - Eve wyrwała Claire skarpetkę i potrząsnęła nią energicznie. - Niedobra skarpetka! Bardzo niedobra! Już nigdy nie zabiorę cię na żadną zabawę!
  • Kiedy była w połowie schodów, ktoś zastukał do drzwi wejściowych. Wszyscy zastygli w bezruchu - Michael schylający się po gitarę, Shane i Eve siadający z dżojstikami na kanapie.
    - Spodziewasz się jeszcze kogoś? - Shane spytał Eve. - Kuzyn Kuba Rozpruwacz postanowił wpaść na herbatę? 
  • - Co robi Michael?
    - Stara się przemówić im do rozsądku - odpowiedział Shane. - To zawsze jego plan A. I w jego przypadku zazwyczaj działa. Ja zwykle jestem planem B.
    - B jak brutalna siła? - zapytała Eve. - Tak, to ty.
  • Oliver westchnął i oparł głowę o szybę:
    - Jeśli się nie zamkniecie, to jedno z was będzie szło do Dallas na piechotę.
    - Hej, kto dziś wstał lewą nogą z trumny? - odcięła się Eve.
  • - To kolejna rzecz, której nie chcę na swoim nagrobku.
    - A są jeszcze inne? - zapytała Claire.
    Uniósł palec.
    - Myślałem, że jest nienaładowany - powiedział i podniósł drugi palec. - Daj zapałkę, to sprawdzę, czy bak nie przecieka. - Trzeci palec. - Zabity przy lodach. Właściwie jakakolwiek śmierć, która wymagałaby najpierw wykazania się głupotą. 
  • - Hej, to tobie zachciało się lodów. I zobacz, w co nas to wpakowało. Teraz będziemy przynajmniej bezpieczni w pokoju z drzwiami które da się zamknąć. A ten napis oznacza, że mają tu HBO.
    - To skrót od Horrendalnie Bezlitosne Ozgrozo - odpowiedziała Eve. - Czyli sposób, w jaki zabijają. Kiedy myślisz, że nic ci nie grozi.
  • - Och, słodki. - wyszeptała do Claire Eve. Claire przytaknęła. Był straszy, może miał dwadzieścia lat z hakiem. Miał ładną twarz i piękny uśmiech, zupełnie jak... jego babcia.
    - Och, jaki słodki! - zapiszczał Shane. - Jej, może się z nim umówimy?
    - Zamknij się, mądralo. Claire, przyłóż mu!
  • - Właśnie, kto wymyślił, żeby Wampirowo wybudować w Teksasie? Czyj to był poroniony pomysł?
    - Amelie - odpowiedział Oliver. - I to nie wasza sprawa. Nie ma sensu czekać do zmroku... Będą mieli wyostrzone zmysły i łatwiej będzie im nas zauważyć. Lepiej zaatakować w dzień, o ile będziemy w stanie. Niestety, moja armia składa się z jednego nieodpowiedzialnego kryminalisty, nieletniej inwalidki i kompletnie postrzelonego młodego wampira z problemami skórnymi. Jakoś nie czuję się pewnie. 
  • - Naraziła się Morleyowi - wyjaśnił Shane. - Uderzył ją i poleciała na ścianę. Trafiła głową w róg. Myślałem... - Zamilkł na chwilę. - Wystraszyła mnie na śmierć. Ale nic jej nie jest, prawda?
    - Nie wiem - powiedział Michael.
    - No to użyj swoich nadprzyrodzonych mocy!
    - Idioto, jestem tylko wampirem! Nie mam rentgena w oczach.
    - Też mi superpotwór - westchnął Shane. - Stary, przypomnij mi, żebym cię wymienił na wilkołaka. Byłby pewnie teraz bardziej przydatny. 
  • - Właśnie, że tak. No rozumiem, ktoś musi patrzeć w przyszłość Ale to sprawia, że mężczyźni myślą, że są...
    - Osaczeni - powiedział Michael.
    - Uwięzieni - dodał Shane.
    - Idiotami. No dobra, nie miałam tego na myśli, ale naprawdę, chłopaki, to tylko pytanie. 


Wampiry z Morganville Miasto Widmo

 

  •  - Cześć wam, stwory nocy! Wkładać z powrotem gacie! Jedzonko przyszło, żeby nie powiedzieć, że ja!
  • - Cześć, śpiochu - rzucił. - Jest trzecia w nocy. Eve myślała, że wampiry cię porwały, ale tylko dlatego, że rano nie zaścieliłaś łóżka. Chyba mam na ciebie zły wpływ. 
  • - To jest wieczór chili dogów - oznajmił Shane. - Ile?
    - Dwa - powiedziała Claire.
    - Naprawdę? Dużo, jak na ciebie.
    - Świętuję fakt, że nie usmażyłeś sobie mózgu z głupoty.
    Zrobił zeza i wywalił język, co było obrzydliwe i śmieszne, po czym pacnął się dłonią w bok głowy, żeby wszystko wróciło na miejsce. 
  • - No właśnie. Potrzebuję prysznica - przyznała Claire.
    - Nie wydaje mi się, żeby prysznic załatwił sprawę. Może węże strażackie i takie szczotki, jakich używają do mycia słoni.
  • Monica odwróciła się ostentacyjnie i odeszła.
    Bardzo dziwne.
    Shane przerwał milczenie:
    - Czy komuś to jeszcze coś przypomina?
    - Owszem - powiedziała Eve, pukając się krwisto-czerwonym paznokciem w dolną wargę. - Jak bardzo chce jej ogolić głowę na łyso, kiedy będzie spała. 
  • - To zależy od ciebie - rzucił Shane. - To ty wiesz, o co w tym chodzi. ja jestem tylko mięśniakiem.
    - Nieprawda. Jesteś bystry, Shane, tylko to ukrywasz.
    Frank się uśmiechnął.
    - Nigdy nie musiałaś podpisywać jego dzienniczka ze stopniami.


Wampiry z Morganville Pojedynek

 

  • - Zawsze chciałem, żeby w tym mieście było co? - spytał.
    - Klub ze striptizem, do którego wpuszczaliby piętnastolatków?
    - To jak miałem piętnaście lat. Nie, poważnie. Co?
    - Sklep z bronią?
    Shane wydał buczący dźwięk. 
  • - Jasne. Wezwę ninję. O, i zrobię sobie przerwę na lunch, kiedy będziemy się włamywać.
    - Też chcesz iść?
    - A co, ja nie jestem dość ninja? Chcesz powiedzieć, że dużo mi brakuje do ninja?
    - Nie, pomyślałam tylko, że jesteś trochę, hm, może za bardzo rozpoznawalna?
    Eve otworzyła szerzej oczy, rzęsy miała grube od tuszu.
    - Ależ dziękuję ci, kochana. To najmilsza inwektywa, jaką dziś słyszałam, nie licząc jednego mięśniaka, który powiedział, że umówiłby się ze mną, ale ma zakaz uprawiania nekrofilii. Obiecuję, że się zrobię na szarą myszkę na tę okazję. Zajmie mi to pięć minut.
  • - Dobrze. - powiedział. - Skoro tak ładnie prosisz.
    - Nie prosiłam.
    - Mam tego świadomość. Ostry szpikulec w moich plecach stawia sprawę jasno. - Złapał ją za przegub tym szybkim jak błyskawica ruchem wampira i odebrał nożyczki. Włożył je do kieszeni fartucha. - Przecież nie chciałabyś zrobić sobie krzywdy.
    [...]
    - No dobrze, mój niemiły przyjacielu, wystarczy tych gróźb, twoich i moich. Proszę teraz, przez wzgląd na tu obecną małą Claire, abyś był tak uprzejmy i podał mi kilka miejsc, w których mógłbym poszukać mordercy.
    - Na początek najlepsze byłoby lustro - mruknął Frank.
  • - Zostałem już wystarczająco przegoniony, dzięki. - Shane opadł na krzesło i przysunął sobie talerz. - Mógłbym zjeść zwierzę rozjechane na drodze, taki jestem głodny. Bez pikantnego sosu.
    - To się dobrze składa, bo nie mam pojęcia, z czego tak naprawdę są te hamburgery - skwitowała Eve. 
  • - Nie musisz kogoś kochać, żeby się z nim pieprzyć. (Shane)
  • - Znęcałeś się nad nim - sprostował Michael. Za spokojnym głosem rozbrzmiewała stalowa złość. - Pamiętam, ile razy spędzał noc u mnie w domu, bo nie był w stanie wrócić do domu. Ile razy miał siniaki po twoim szkoleniu. Moi rodzice nie robili tego, żeby nauczyć mnie przetrwania.
    - Taa... - mruknął Frank. - I zobacz, jak skończyłeś, Glass. Pijesz krew. Bez urazy.
    - Chyba żartujesz - odparł Michael. - A przy okazji sam też wylądowałeś z wampirami. Więc daruj sobie i nie usprawiedliwiaj się za bycie najgorszym rodzicem na świecie, zapijaczony dupku.
    - Skopałbym ci tyłek, jeśli miałbym nogi, ale ci odpuszczę. Na razie. - irytował się Frank.
  • - No to teraz pani zobaczy - zapowiedziała Claire. - Pod warunkiem że zapali. - Podała klucze Eve, której udało się obejść samochód, gdy Myrnin był zajęty rozmową z babcią Day. - I zanim spytasz, Myrnin, ty nie prowadzisz. Pamiętam ostatni raz.
    - Wypadek nie był z mojej winy.
    - Byłeś jedyną osobą na drodze, a ta skrzynka na listy nie wyskoczyła ci sama pod koła. Koniec dyskusji. Siadasz z tyłu. 
  • - Jedziecie samochodem, który niemal spowodował trzy wypadki na North Vance? - spytała Hannah. - Jadę za wami na światłach i ktokolwiek prowadzi, nie chce się zatrzymać.
    - Puść go - poprosiła Claire. - Zaufaj mi. I tak go nie zatrzymacie.
    - O Boże. To Myrnin, prawda?
    - Powiedz tej pani policjantce, żeby przestała mnie ścigać - powiedział zirytowany Myrnin z przedniego siedzenia. - Naprawdę nie jestem taki kiepski.
  • - Tak po prostu? - spytał. - Tak po prostu mi przebaczysz? Wszystko, co zrobiłem. Co powiedziałem. Boże, Claire...
    - Nie, idioto - odparła. - Będziesz musiał zapracować na przebaczenie. Ale to... To jest za darmo, bo cię kocham.

Wampiry z Morganville Ostatni Pocałunek

 

  •  - Jeśli złamiesz serce Eve, zabije cię.
    Michael przestał grać.
    - To skomplikowane.
    - A właśnie że nie. Przestań kombinować i się zwiąż.
    - Och, to teraz ty mi dajesz rady na temat związku? Ty się nie możesz związać nawet z umową na telefon komórkowy, a co dopiero...
    - Jestem związany - przerwał Shane. - Z nią. Wiesz o tym.
    - Tak - odparł Michael. - Tak, wiem. I wiesz, że jeśli to schrzanisz, to rozerwę ci gardło i wypiję jak soczek. 
  • Ona była moja, a teraz odeszła.
    To bolało bardziej niż cokolwiek, co do tej pory przeżyłem. Nawet strata siostry nie bolała tak bardzo. Nawet matki.
    Nie rozumiałem, czemu moje serce wciąż bije. (Shane)
  • - Mówi dziewczyna ubrana w oficjalny gocki strój żałobny - wypalił Shane. - Naprawdę, kto kupuje czarną koronkową woalkę? Trzymasz ją na specjalne okazje? Jak studniówki i urodziny dzieci?
  • - Jej co?
    - Ciało - powtórzył. - Zwłoki, szczątki, śmiertelna powłoka. Jej ciało, kretynie, przynieś je do domu, a teraz skończył nam się czas, na Boga, leć!
  • - Dobrze - odezwała się Claire, gdy zatrzymali się w cieniu drzew. - Dajcie mi mówić, dobrze? I jeśli tylko się uda, postarajcie się nie wpakować w żadną bójkę.
    - Kto, ja? - Shane uśmiechnął się gorzko. - Ależ ja kieruję się miłością, nie siłą.
  • - Nie - odparła. - Ucieknę, chłopcze, a jeśli w tym zakutym łbie masz mózg, to zrobisz to samo.[...]
  • - Poczekaj! - zawołał Shane i zatrzymał ją, gdy ruszyła za Michaelem, który dotarł już do cienie i szedł w stronę skweru. - Claire.
    - Nie powinniśmy tu zostawać, nawet jeśli słońce...
    Wziął jej twarz w dłonie i spojrzał na nią.
    - Chcę, abyś coś zrozumiała. Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę Morganville. Nienawidzę wampirów. Ale przyrzekam na Boga, że będę walczył do ostatniej kropli krwi za jedno w tym mieście, czyli Michaela, Eve i ciebie. Rozumiesz? Jeśli chcesz uciec, jeśli chcesz się teraz wynieść, to ja też pójdę. Ale nie bez ciebie.
    - Jeśli uciekniemy, to kto powstrzyma Olivera przed zabiciem wszystkich? - zapytała go. - Przed zrobieniem tego, co planowała Amelie? On nie chce, by to miasto żyło i doskonale o tym wiesz.
    - Boże, Claire... przestań myśleć o nich. Zacznij myśleć o sobie. Tylko o sobie.
    - Ależ myślę - odparła. - Nie zniosę bycia tchórzem. Nie tym razem.
    - W takim razie zostajemy - powiedział. - A gdy się z tego wyplączemy... a tak będzie... chcę, abyś obiecała mi jedno.
    - Co?
    Przełknął, poruszył się niespokojnie, a potem powiedział bardzo cicho, prawie dotykając ustami jej ust.
    - Obiecaj, że za mnie wyjdziesz. Nie teraz. Kiedyś.
    Claire poczuła, jak coś w niej łopoce, zupełnie jakby chciał wyfrunąć z niej ptak, i potężne uderzenie gorąca, które sprawiło, że zakręciło jej się w głowie. I coś jeszcze, tak delikatnego jak bańka mydlana i równie pięknego. Radość, w całym tym strachu i okropieństwie.
    - Tak - wyszeptała. - Obiecuję.
    I pocałowała go i całowali się, i całowali, podczas gdy nad Morganville wschodziło słońce w tym ostatnim, jasnym dniu.


 

 


5 komentarzy:

  1. pominięte:
    Patrzyła na Eve która w całym ty swoim gotyckim stroju i uśmiechu wyglądała jak królik który właśnie wstąpił do gotyckiej sekty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy wstawisz jeszcze fragmenty z ósmego tomu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak tylko wezmę się za ponowne przeczytanie :)

      Usuń
  3. 46 years old Account Executive Allene Chewter, hailing from Sainte-Genevieve enjoys watching movies like Pericles on 31st Street and Flower arranging. Took a trip to Catalan Romanesque Churches of the Vall de BoíFortresses and Group of Monuments and drives a Ferrari 250 GT Berlinetta Competizione. przejsc na strone

    OdpowiedzUsuń