czwartek, 2 sierpnia 2012

Shane

Common Grounds

Dzisiaj spotkałem się z tatą Claire.
Taa, na własną rękę, bez Claire. Brzmi wariacko, racja? To była dla mnie zbyt, ale... Musiałem to zrobić. Claire pomyślałaby, że jestem szalonym macho palantem czy coś, może i miałaby rację, ale musiałem dać temu upust.
Oczywiście spotkaliśmy się w Common Grounds; gdzie indziej ludzie, którzy nie mogą się dogadać mogą się spotkać? Pan Danvers szedł pieszo aż z domu i kiedy dotarł do kawiarni wyglądał na zmęczonego i zdyszanego i używał laski jak starzec. Pamiętam jak Claire opowiadała mi o tym jak bardzo był chory i przez chwilę się zmartwiłem, ale potem on uścisną mi dłoń i usiadł nic nie mówiąc, więc ja również nic nie powiedziałem. Kupiłem mu kawę - piliśmy czarną, a nie te mleczne napoje.
I wtedy on się odezwał:
- Nie podoba mi się to co jest między tobą, a moją córką.
Jego wyczucie czasu było perfekcyjne; wziąłem łyka gorącej kawy i się zakrztusiłem, parsknąłem i przełknąłem. Na szczęście to dało mi czas do przemyślenia, co do cholery miałem zamiar powiedzieć.
- Przykro mi, że czujesz to w taki sposób - powiedziałem. - Twoja córka jest bardzo niesamowita.
- Cóż - powiedział, popijając własny napar. - z tym razem się zgadzamy. Właśnie taka jest. I jest bardzo młoda i to miasto jest niebezpieczne. Rozumiem, że dbasz o nią i chcesz spróbować zachować ją przy życiu.
- Kiedy mi pozwala - wzruszyłem ramionami. - Nie tak często.
Pa Danvers spojrzał na mnie tym Ojcowskim Spojrzeniem, musiałem popracować nad tym, aby nie odwracać wzroku.
- Wiesz, że mam chore serce. - Skinąłem głową. - Jesteś szczęściarzem. Jeśli nie miałabym, skopałbym ci tyłek za wykorzystywanie mojej córki.
- Proszę pana, ja nie...
- Jesteś dorosły - przerwał mi. - Spodziewałem się, że zachowasz się jak jeden. Ona...
- Nie jest dzieckiem. - przerwałem tym razem ja. - Posłuchaj, wiem, że to dziwne. Wiem, że nie chcesz tego usłyszeć, ale ona już nie jest małą dziewczynką i nie będę przepraszać za to co do niej czuję. Czy coś jeszcze, ponieważ to jest między mną a Claire.
Wstał.
- Myślę, że nie mamy o czym mówić.
Jako spotkanie z rodzicami wydarzenie to było prawie katastrofą i prawdopodobnie tak by pozostało, gdyby nie jedna rzecz: dwóch bardzo głupich młodych chłopców stwierdziło, że Common Grounds wygląda na łatwy cel na obrabunek.
Szczerze mówiąc, ja nawet nie zauważyłem ich wejścia. Jedynym powodem, że w ogóle zauważyłem ich było to, że jeden z nich kopnął stół rozrzucając mokke i latte wszędzie, zmuszając tym studentów do szamotaniny. Miał broń - nie dużą, ale wystarczająco dużo, aby cię zabić, jeśli oddałby dość dobry strzał. Jego kumpel szedł do lady, ale pan Danvers stał między nim a ladą.
Rozsądną rzeczą byłoby zejść z drogi, trzymać ręce przy sobie i dać im iść dalej... ponieważ za ladą stał Oliver oglądając dwóch niedoszłych złodziei swoimi zimnymi, kalkulującymi oczami.
Problemem był pan Danvers, który postanowił być bohaterem. Kiedy złodziej szedł w jego stronę, on chwycił kawę ze stolika i chlusnął prosto w twarz mężczyzny. Gorąca kawa w oczach gwarantuje zwrócenie uwagi od czegokolwiek tego co robiłeś, nawet jeśli myślisz, że jesteś hardcorowy, ale faktem było, że koleś był w połowie wieku pana Danversa i miał dwa razy więcej mięśni i jeden strzał dla taty Claire byłby jak dostanie młotkiem.
A Oliver, oczywiście, nie zrobił żadnego ruchu. Dzięki, straszny wampirzy gościu, pomyślałem.
I wtedy pomyślałem o tym, co miałem powiedzieć Claire, kiedy zadzwonię do niej i powiem, że pozwoliłem zranić jej ojca, ale mniej zabawna byłaby wtedy rozmowa z nim. Ale zrobiłbym to samo - tak myślę - nawet gdybym w ogóle nie znał pana Danversa.
Kopnąłem stół (razem z moją kawą) z drogi i jak tylko złodziej otrząsnął się z szoku z gorącą kawą, walnąłem go szybko w usta, szybko i dokładnie. Sekretem dobrego uderzenia jest dobry zamach, ale nie pozwól nikomu powiedzieć, że to nie boli, zwłaszcza nagie kłykcie. To boli jak diabli, a do tego facet miał naprawdę twardą szczękę. Byłem pewien, że coś sobie złamałem, ale wszystkie moje palce nadal pracowały, ale złodziej padł jak kozioł ofiarny.
To był całkiem dobry wynik, dopóki coś mnie nie uderzyło w kolano i nie posłało na podłogę tak jak faceta, którego uderzyłem. Nie wiedziałem co mnie uderzyło, ani dlaczego, ale dobrze, że tak się stało, gdyż kulka wystrzelona przez drugiego bandytę inaczej trafiłaby w moją klatkę piersiową.
Myślę, że Oliver może znieść rozbój i napaść, ale on przekroczył linię, kiedy zostawił dziury po kulach w stolarkach. W czasie, kiedy stoczyłem się na kolana, złodziej już był na podłodze, a jego broń była w ręce Olivera i awaria dobiegła końca.
A ojciec Claire stał nade mną z laską w jednej ręce, a drugą ofiarując mi pomoc. Sekundę zajęło mi wyrażenie się i wtedy powiedziałem:
- Ty uderzyłeś mnie swoją laską.
- Sypiasz z moją córką - powiedział pan Danvers. - Niemniej musiałem to zrobić, Shane.
Zaśmiałem się i on się uśmiechnął i zobaczyłem po kim jego córka ma ten wielki uśmiech.
- Wybaczysz mi? - zapytałem go, gdy już przestał się śmiać.
- Nie wielu ludzi chciało mi pomóc - powiedział. - Wydaje się jakbyś zawsze to robił, Shane. Umieszczasz się na linii razem z niebezpieczeństwem.
Wzruszyłem ramionami.
- To moje hobby.
- To dobry sposób, aby zostawić moją córkę ze złamanym sercem - powiedział. - Nie rób tego. Obiecaj mi.
Prosił mnie o zbyt wiele, ponieważ ja nie daję tego rodzaju obietnic. Zbyt łatwo je złamać. Ale tym razem skinąłem głową.
- Zrobię co mogę najlepiej - powiedziałem. - Nigdy nie chciałbym sprawić, żeby była smutna, proszę pana. Nigdy.
Pan Danvers westchnął.
- Myślę, że ojciec nie może prosić o więcej.
Potem kupił mi kawę i na miejsce przyjechali policjanci po złodziei (nie spodziewałem się, że będziemy musieli ich znów oglądać), ale odkryliśmy z panem Danversem, że oboje lubimy Star Trek. Tylko, że on lubił oryginalne show, a ja wolę nowszą wersję, ale co tam.
Common Grounds.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz